sobota, 28 maja 2011

Co późnym majem kwitnie w Tatrach?

To co w kwietniu kwitnie gdzie indziej, czyli pierwiosnki wyniosłe, knieć błotna, mniszek lekarski, ale można też spotkać inne cudeńka:





  

 pierwiosnek łyszczak

Zobaczyć można było też piękne widoki (na całej trasie)...

...oraz bacę z owcami na Rusinowej Polanie.

Oprócz podziwiania powyższego oraz zdobycia oszałamiającej wysokości 1489 m.n.p.m, młodzież została przeszkolona, tudzież odpytana z: pięter roślinności, warstw lasu, wietrzenia skał, działalności lodowców, dolin U i V kształtnych, rozmnażania mchu, rodzajów skał, wpływu działalności człowieka na przyrodę oraz zachowania się w parku narodowym. Było jeszcze coś o zaprawach wapiennych i cementowych, ale to już w ramach rozrywki.


czwartek, 19 maja 2011

Pechowa orzesznica...

Historia pewnego bardzo pechowego stworzonka zaczęła się rok temu.
Uprałam szmatki, ale nie powiesiłam ich na sznurku, bo wiał silny wiatr. Zamiast tego położyłam je na stelażu za anteną satelitarną i o nich zapomniałam. Jakiś czas później poszłam je zdjąć, a wtedy jedna z nich mi spadła, a tam mysz-nie-mysz. Ruda, ale z grubym i kosmatym ogonem! Po konsultacji z dziadkiem (co biolog, to biolog) okazało się, że to orzesznica. Została obfotografowana i razem ze szmatką odniesiona na miejsce. Niestety, dzieci (jedno dziecko, właściwie...) nie mogły się powstrzymać od zaglądania i spłoszona orzesznica zwiała do rury - uchwytu anteny. Po akcji ratunkowej (gruby sznurek umocowany i opuszczony do środka) uznaliśmy ze smutkiem, że pewnie się wyprowadziła.
Jakiś czas później (na jesieni) dziadek grabił liście pod drzewkiem w ogrodzie i w gałęziach zobaczył bezładną kupkę liści, "ależ dziwnie je wiatr nawiał" - stwierdził i je ruszył. Z liści wyskoczyła orzesznica. Dziadek pełen wyrzutów sumienia zrobił budkę i umieścił ją na balkonie, całą jesień kładłam tam orzechy, które znikały, ale czy budkę ktoś zamieszkał? Nie wiadomo było, bo otwór był umieszczony tak, żeby nikt nie zaglądał.
Przyszła wiosna i na jednym z drzew ptasia budka się przekrzywiła i groziła urwaniem. Ponieważ to była sikorcza budka (dziadek robi je z wydrążonego pnia i z małym otworem), a w zeszłym roku były w niej sikorki, to w tym roku wiadomo było, że jest pusta (sikorki nie umieją sobie wyczyścić budki), więc wczoraj dziadek wziął kija, strącił budkę, wsadził pod pachę i zaniósł do warsztatu. Odkręcił daszek, żeby móc ją oczyścić, a tam... no właśnie, przerażona orzesznica. Słowo daję, że patrzyła na nas z wyrzutem... w ciągu roku rozwaliliśmy jej 3 dom!
Oczywiście daszek wrócił na miejsce, a budka na drzewo.
Myślicie, że to koniec historii? Nie, dziś na balkonie rozlała mi się woda i chciałam ją wytrzeć, a najbliżej pod ręką była ścierka, która wisiała za anteną... Wzięłam ją, ale jakieś liście na niej były, więc strzepnęłam i... wyskoczyła z niej orzesznica. Na szczęście nic jej się nie stało, schowała się w jakimś kątku.

Zastanawia mnie, czy to jedno i to samo zwierzątko ma do nas takiego pecha, czy może jest ich więcej? No i czy orzesznica wróci?

piątek, 6 maja 2011

Lejek, świeczka i Bernoulli

Ostatnio robimy sobie zabawki ze śmieci. Polecam, super sprawa! W miarę jak pofotografuję je, to będę się starała o nich pisać, dziś - tak na szybko - świetny żart (o jak najbardziej fizycznych podstawach): spróbujcie zgasić świeczkę dmuchając na nią przez lejek! 
No dobrze, jak moooocno dmuchnąć, to zgaśnie, ale płomień wcale nie odchyla się od nas (tu trzeba popróbować z dmuchaniem przez rurkę wprost na płomień i z boku płomienia), tylko pochyla się w naszym kierunku. Dlaczego? Bernoulli odkrył, że dzieje się tak dlatego, że szybko przemieszczający się płyn lub gaz wywiera niższe ciśnienie, niż wtedy, gdy porusza się wolno.
Wykorzystując tę zasadę można też pobawić się w utrzymanie piłeczki ping-pongowej w lejku. Niestety niedługo, bo tyle czasu, na ile nam wystarczy oddechu, ale gdyby podpiąć odkurzacz... ;-)