Historia pewnego bardzo pechowego stworzonka zaczęła się rok temu.
Uprałam szmatki, ale nie powiesiłam ich na sznurku, bo wiał silny wiatr. Zamiast tego położyłam je na stelażu za anteną satelitarną i o nich zapomniałam. Jakiś czas później poszłam je zdjąć, a wtedy jedna z nich mi spadła, a tam mysz-nie-mysz. Ruda, ale z grubym i kosmatym ogonem! Po konsultacji z dziadkiem (co biolog, to biolog) okazało się, że to orzesznica. Została obfotografowana i razem ze szmatką odniesiona na miejsce. Niestety, dzieci (jedno dziecko, właściwie...) nie mogły się powstrzymać od zaglądania i spłoszona orzesznica zwiała do rury - uchwytu anteny. Po akcji ratunkowej (gruby sznurek umocowany i opuszczony do środka) uznaliśmy ze smutkiem, że pewnie się wyprowadziła.
Jakiś czas później (na jesieni) dziadek grabił liście pod drzewkiem w ogrodzie i w gałęziach zobaczył bezładną kupkę liści, "ależ dziwnie je wiatr nawiał" - stwierdził i je ruszył. Z liści wyskoczyła orzesznica. Dziadek pełen wyrzutów sumienia zrobił budkę i umieścił ją na balkonie, całą jesień kładłam tam orzechy, które znikały, ale czy budkę ktoś zamieszkał? Nie wiadomo było, bo otwór był umieszczony tak, żeby nikt nie zaglądał.
Przyszła wiosna i na jednym z drzew ptasia budka się przekrzywiła i groziła urwaniem. Ponieważ to była sikorcza budka (dziadek robi je z wydrążonego pnia i z małym otworem), a w zeszłym roku były w niej sikorki, to w tym roku wiadomo było, że jest pusta (sikorki nie umieją sobie wyczyścić budki), więc wczoraj dziadek wziął kija, strącił budkę, wsadził pod pachę i zaniósł do warsztatu. Odkręcił daszek, żeby móc ją oczyścić, a tam... no właśnie, przerażona orzesznica. Słowo daję, że patrzyła na nas z wyrzutem... w ciągu roku rozwaliliśmy jej 3 dom!
Oczywiście daszek wrócił na miejsce, a budka na drzewo.
Myślicie, że to koniec historii? Nie, dziś na balkonie rozlała mi się woda i chciałam ją wytrzeć, a najbliżej pod ręką była ścierka, która wisiała za anteną... Wzięłam ją, ale jakieś liście na niej były, więc strzepnęłam i... wyskoczyła z niej orzesznica. Na szczęście nic jej się nie stało, schowała się w jakimś kątku.
Zastanawia mnie, czy to jedno i to samo zwierzątko ma do nas takiego pecha, czy może jest ich więcej? No i czy orzesznica wróci?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz