wtorek, 14 grudnia 2010

Jak to się zaczęło... - opowiadanie Szymona

Pewnego pięknego dnia, byłem razem z Witkiem, Malwiną i mamą w ruinach zamku w Czorsztynie. Znaleźliśmy w nieznanej komnacie jakieś kartki z rysunkami.

Wróciliśmy do domu i przyjrzeliśmy się kartkom. Były one zapisane pismem lustrzanym. Tak pisał tylko Leonardo da Vinci. To były jego zapiski! Oprócz notatek były tam jakieś plany, dzięki którym zbudowaliśmy dwie maszyny. Gdy je skończyliśmy, nagle zrobiło się ciemno, chociaż było dopiero południe. Po jakichś pięciu minutach, które wydawały się wiecznością, obaczyliśmy budynki w stylu renesansowym. Byliśmy w Mediolanie. Staliśmy na środku placu, przed domem, na którym wyryty był napis "Leonardo di ser Piero da Vinci", co znaczy Leonardo syn ser Piera z miasta Vinci. Zastukaliśmy dużą mosiężną kołatką. Poczekaliśmy chwilę, a w końcu otworzył nam sam Leonardo!

- Dzień dobry – powiedział – witam w moim domu.
- Dzień dobry – odpowiedzieliśmy – zostaliśmy przeniesieni tutaj przez pańskie maszyny, które, jak podejrzewamy, przenoszą w czasie i przestrzeni.
- Planowałem kiedyś takie maszyny, ale uznałem je za niewykonalne.
- Chcieliśmy się dowiedzieć, jak one działają?
- To bardzo proste. W maszynie czasu trzeba nakreślić palcem w tym miejscu datę w przyszłości lub w przeszłości, do której chcemy się przenieść, a w maszynie przestrzeni miejsce.
- Dziękujemy bardzo, ale jak wrócić do naszych czasów?
- Mam modele tych urządzeń, dzięki nim wrócić do swoich czasów.
- Świetnie – krzyknęliśmy, a Leonardo zaprowadził nas do modeli. Spytał nas, w którym roku żyjemy i skąd pochodzimy. Potem napisał te informacje w odpowiednich miejscach i po pięciu minutach egipskich ciemności wróciliśmy do domu.

To była wspaniała przygoda. A właściwie początek przygody...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz