Wreszcie wstawię jakieś fotografie, bo chłopcy zrobili. Zatem nakrętki z kropkami (od 1 do 10):
Biedroneczki "policz mnie". Do ich wykonania potrzeba: 10 kółek czarnych i czerwonych (tej samej wielkości), 10 kółek czarnych mniejszych (na głowy), 55 kółeczek na kropki, cyfry z białego papieru oraz 20 nitów. Ja użyłam średnich Fiskarsa. Można skrzydełka umocować też sztywno i odginać lub nitką z guzikami po obu stronach. Są też takie nity wkładane w dziurkę i rozginane na dole.
Upiekliśmy też ciasteczka owsiane z tego przepisu, tylko zamiast cukru daliśmy fruktozę, mąkę pszenną z pełnego przemiału, a orzeszki i czekoladę zastąpiliśmy rodzynkami i orzeszkami w czekoladzie.Wyszły może jednak mało biedronkowe, za to pyyyyszne.
A na zakończenie będzie baśniowo. Przypomnieliśmy sobie, co to jest baśń i pisaliśmy takowe. Wybaczcie takie dziwne ustawienia w dialogach i brak akapitów tu i ówdzie (nie umiem się z bloggerem do końca dogadać).
Oto baśń Witka:
Dawno temu biedronka nie miała
kropek, ale miała ogon dwukrotnie dłuższy od reszty ciała.
Wszyscy się naśmiewali z jej ogona, ale najgorzej było, kiedy
zamykała drzwi. Ogon zawsze wchodził między nie.
Pewnego razu drzwi odcięły jej ogon.
Była z tego powodu bardzo smutna, bo chociaż go nie lubiła, to
była do niego przywiązana. Poszła do karczmy (w tych czasach były
jeszcze karczmy). Ktoś jej doradził, by pocięła go na kawałki i
zrobiła z nich atrament.
Biedronka nie miała wyboru. Poszła
do domu i pocięła ogon na kawałki, wsadziła je do wody, by
puściły soki. Kiedy odchodziła, przewróciła miskę i fragmenty
ogona upadły jej na plecy i odcisnęły się na plecach biedronki.
Powiedziała to swoim siostrom, które zrobiły to samo. Od tego
czasu biedronki mają kropki.
Szymona:
Pewnego
pięknego, słonecznego dnia biedronka Malwina doszła do cudownego
krzaku jaśminu. (Biedronki nie miały wtedy jeszcze skrzydeł i
kropek, ale miały ogon, co bardzo je irytowało). Kiedy była na
miejscu, zaczęła zajadać się mszycami. Gdy była już najedzona,
zobaczyła bardzo dziwną mszycę. Była złota i dużo większa od
innych. Zaczęła rozmawiać z biedronką:
- Spełnię twoje trzy życzenia, jeśli zaprzestaniesz zjadania naszej kolonii.
- Dobrze, zgadzam się. – Odparła biedronka.
- Więc?
- Po pierwsze chciałabym mieć skrzydła, by móc szybko przelatywać między roślinami.
- Dobrze. – Powiedziała mszyca. W tej chwili biedronce wyrosły dwie pary błoniastych skrzydełek. I odtąd biedronki mogą latać – To było twoje pierwsze życzenie.
- Po drugie chciałabym mieć kropki, bo ptaki często mylą mnie z borówką lub poziomką.
- Tak. – W tej sekundzie na pancerzyku biedronki wyskoczyło siedem czarnych kropek. I odtąd biedronki mają kropki. – To twoje drugie życzenie.
- Na końcu chciałabym pozbyć się ogona.
- Jak chcesz. – Po tych słowach biedronce odpadł i wyparował ogon. I odtąd biedronki nie mają ogona. – To było twoje ostatnie życzenie.
Po
spełnieniu życzeń Malwiny mszyca odeszła, a biedronka nigdy
więcej nie jadła tej kolonii, ale inne nie miały tego szczęścia
i były zjadane przez biedronki. Dzięki czarom złotej mszycy
biedronki zyskały też trochę magicznej mocy, a Malwina odleciała,
by żyć dalej spokojnie i szczęśliwie.
O biedronce, Łusi i
szczęściu
Była sobie dziewczynka,
która miała na imię Łucja. Miała też mamę, tatę i dwóch
braci, ale i tak często chodziła smutna, bo wszyscy byli tacy duzi,
a ona taka malutka. Mama i tata ciągle byli zajęci pracą,
gotowaniem, praniem, samochodem i innymi rzeczami, które trzeba było
zrobić teraz i już. Starsi bracia mieli poważne, chłopackie
sprawy: samoloty, wędki, piłki... A ona? Tylko im przeszkadzała,
kiedy grali, łamała samoloty (zupełnie niechcący) i wcale się
nie znała na wędkach i rybach. Gdy kopali piłkę, a ona próbowała
grać z nimi, co chwila wołali „mamo, zabierz ją stąd!”. Łusi
było przykro i bardzo chciała być większa, ale choć bardzo się
starała i jadła jak najwięcej, nadal rosła pomalutku.
Pewnego razu Łucja
siedziała na podwórku. Było jej wyjątkowo przykro, bo najpierw
tata poprosił, żeby nie plątała się pod nogami, potem mama
powiedziała, że gotuje obiad i że nie ma dla niej czasu, a bracia
tylko na nią spojrzeli i zawołali „sio!”
- Jak będę duża, to do nikogo nie będę mówiła „sio!” - obiecywała sobie rozżalona Łusia.
- Ale przecież ty jesteś duża! - usłyszała cichutki głosik.
- Kto to powiedział? - zdziwiła się dziewczynka.
- Ja! Jestem tu, na twoim kapeluszu!
Łucja ostrożnie zdjęła
kapelusz i spojrzała na niego, a tam, na zielonej wstążce
siedziała maleńka, prześliczna biedronka! Była czerwona i miała
siedem czarnych kropek.
- Ty mówisz? - zdziwiła się Łucja.
- No jasne, że tak. Myślisz, że jak ktoś jest mały, to już nic nie może? Ja, choć jestem taka maleńka, potrafię naprawdę dużo. Umiem chodzić, latać i czarować...
- Czarować? Naprawdę? Jak w tym powiedzeniu „biedroneczko, leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba”?
- Właśnie tak. Tylko nie przynoszę chleba, lecz szczęście. Każdy, kto powtórzy to zaklęcie i popatrzy jak odlatuję, zrobi się szczęśliwy. Chcesz spróbować?
- Tak - powiedziała Łucja i delikatnie przystawiła paluszek, a biedronka weszła na niego, a kiedy dziewczynka uniosła palec do góry i wyszeptała „biedroneczko, leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba”, rozłożyła skrzydełka i odleciała. I wiesz co? Kiedy tak leciała coraz wyżej i wyżej, Łusia poczuła się naprawdę szczęśliwa. Potem była jeszcze szczęśliwsza, bo mama zawołała ją na przepyszne ciasteczka owsiane (z orzeszkami w czekoladzie), które wyglądały zupełnie jak biedronki! A jeszcze później wspólnie grali w piłkę i nikomu nie przeszkadzało to, że ona jest najmniejsza, bo kto nie złapał piłki, musiał kucnąć i wtedy wszyscy byli tak mali jak ona.
Kiedy trzeba już było
wracać do domu, Łucja spojrzała w niebo i wyszeptała: „dziękuję
biedronko...”.
Nakrętkowe biedroneczki wyglądają jak kupne ;) Super
OdpowiedzUsuń